mieszknie w warszawie
Petru w maju rzucił hasło wielkiej koalicji opozycji, aby odsunąć PiS od władzy, choć do tego bardzo daleko. Skradł tym jednak show Grzegorzowi Schetynie (zapewnił organizację i finansowanie demonstracji) i Mateuszowi Kijowskiemu (zmobilizował demonstrantów). Potem stwierdził, że PiS utraciło poparcie społeczne i legitymizację władzy, choć sondaże temu wyraźnie przeczą. Już wtedy Petru wskazał, że jeśli dalej tak pójdzie, to niezbędne będą wcześniejsze wybory. Teraz Nowoczesna – po raz pierwszy w tej kadencji – chce złożyć wniosek o samorozwiązanie Sejmu, choć szanse na jego uchwalenie wynoszą zero.
Słowa szefa Nowoczesnej przebijają się do mediów i dominują w przekazach telewizji. Ale z realnością mają bardzo luźny związek. Na razie jest to w wykonaniu Ryszarda Petru słowne i PR-owe zagrzewania do długiego marszu po władzę, ale partia jednak drepcze w miejscu. Petru mimo to spija śmietankę, bo występuje w roli wskazującego opozycji kierunek i bijącego w bębny oburzenia na PiS.